Kolejne dni mijały. Raz byłem tu, raz tam, ale w każdym miejscu w jakim bym nie był jedna myśl pojawiała się dość wyraźnie. Minęło chyba już ze 4 dni a ja nadal nie miałem z tą dziewczyną żadnego kontaktu. Główkowałem dosyć często, ale to nadal nie przynosiło mi pozytywnych skutków. Krzywiłem się na każde wspomnienie z białymi trampkami, i szarą bluzą ze śmiesznym napisem. Krzywiłem się gdy ktoś powiedział LoL. Kolejne wspomnienie.
Tak. Wspomnienie, może to i lepiej? Zapomnę i znajdę sobie kolejna przygodę.
- Siema! - Uśmiechnąłem się przeskakując przez ławkę i siadając na jej górnych deskach.
- Cześć, cześć.
Uśmiechnęli się wszyscy po kolei odpowiadając. Przysłuchałem się ich rozmowie i starałem się wyłapać co mnie ominęło. Z tego co wyczaiłem chcieli się udać na imprezę.
- Dla mnie spoko. A ustalona miejscówka?
- Ta. Teraz proponujemy coś w mieście. - odezwał się Mike.
- Co?! Dlaczego nie u nas w sprawdzonych miejscach i ze spoko ludźmi? Założę się że będą tam jakieś snoby .. - burknąłem pod nosem.
- Uspokój się kowboju. Klub jak każdy inny.- Wzruszyła Lilly ramionami.
- Jak tam sobie chcecie. - Powiedziałem zirytowany że nazwała mnie kowbojem.
- To o 18 jedziemy? - W końcu Nick się odezwał.
Wszyscy się zgodzili z kiwnięciem głową na mnie.
- Co? - powiedziałem opierając się o swoje ręce.
- Nie jesteś zbyt zadowolony. - Zauważyły dziewczyny.
- Myśli o czymś, a raczej o kimś. - Zaśmiał Nick klepiąc mnie po ramieniu.
- Co? - Spytałem rozkojarzony.
- Widzicie? Nawet nie wie co się do niego mówi. - Zaczął się ze mnie śmiać.
- Ta, ta. Zamknij się bo czasem jadaczka ci za szybko chodzi. - Powiedziałem do niego schodząc z ławki. -Muszę się zbierać, bo będę obiad robił.
Nagle wszyscy wybuchnęli niepohamowanym śmiechem, prócz mnie.
- Co znowu?! - Warknąłem odwracając się do nich.
- Nie spal domu. - Zachichotała Eva na co reszta jej zawtórowała.
Odwróciłem się i ruszyłem szybszym krokiem oddychając głęboko. Próbowałem się opanować. No nie! No ja nie mogę! Jak mnie dzisiaj wszystko denerwuje. Do szału mnie doprowadza ta myśl ze ona może już przepadła. Że tak po prostu zniknęła. Ostatnie słowa to "Coś wymyślisz.". żeby to było takie proste. Krzywiłem się na wspomnienie. Cały czas rozmyślałem o co jej chodziło. Chociaż jedna wskazówka, jeden cholerny ślad.
Wróciłem do domu ok 14 z zakupami.
- No to jedziemy. - Powiedziałem sam do siebie zacierając dłonie.
Wypakowałem wszystko na blaty. Zacząłem od wstawienia makaronu na spaghetti. Stwierdziłem że prostym i szybkim przepisem będzie spaghetti carbonara.
Zacząłem podśpiewywać sobie melodie z różnych piosenek. Przyrządzając jedzenie po chwili stwierdziłem że to nawet fajna sprawa. Łyżka drewniana służyła mi jako mikrofon. Włączyłem radio i dawałem koncert swojego życia. Przyrządziłem resztę dania, zadowolony ze swojej pracy stwierdziłem że nie zaszkodzi im wynagrodzić znoszenia mnie przez te wszystkie lata. Okręciłem się za siebie i bum!
- Ładny koncert. - zaśmiała się długowłosa dziewczyna.
Stałem jak oniemiały. Wpatrywałem się w dziewczynę przede mną. Nie słuchałem nawet lekkich pocisków ze strony mojej siostry. Dogryzała mi nadal a ja wpatrywałem się w nią stojąc po środku kuchni w różowym fartuchu z drewnianą łyżką w dłoni. Musiałem wyglądać przekomicznie.
- Gdybym teraz mu wąsy dorysowała nawet by nie zauważył. - kolejny śmiech Jazzy.
- Co? - spojrzałem zdezorientowany po raz pierwszy na kogoś innego jak nie na.. yy.. Lolę? W zasadzie nie wiem czy to jej przezwisko czy imię? Co za różnica, i tak brzmiało pięknie. - Skąd ty tutaj?
- To jest Lola. Nie musisz się tak nią fascynować bo mówiła że ostatnio poznała przypadkiem fajnego chłopaka. Wpadła na niego przypadkiem a potem samo się rozkręciło. Tak że możesz sobie odpuścić te wszystkie czarujące teksty. - machnęła ręką na mnie mijając mnie przy tym. - Pomoże mi z nauką.
- Cześć. - Powiedziałem uśmiechając się zadziornie. -
Fakt ten poznany przypadkiem chłopak był serio seksowny i ogromnie przystojny. - zaśmiałem się sam do siebie.
Lola patrzyła na moją siostrę piorunując ją wzrokiem. Zarumieniła się lekko. Stwierdziłem że siostra nie musi być wtajemniczona i oszczędzę naszej "nowej" znajomej gadaniny.
- Jestem Justin. Miło. - Podszedłem bliżej i wyciągnąłem dłoń cały czas mając na twarzy pewny siebie uśmiech.
- Lola. - mruknęła cicho spoglądając w dół. Unikała mojego wzroku. - Może ja przyjdę innym razem. Widzę że macie obiad, to ja wpadnę później. - Wymijała mnie wzrokiem.
- Nie.. zapraszamy serdecznie. - objąłem ją w talii zapraszając ręką do stołu. Wskazałem jej miejsce odsuwając krzesło.
- Co na obiad? - Spytała jak zwykle Jazzy skacząc po kuchni.
- Spaghetti. Sam robiłem. - Poruszyłem brewkami.
- nie zatrujemy się? - Zrobiła przerażone oczy moja siostra. - Ops. muszę do toalety przepraszam. Jus weź nałóż wszystkim razem z mamą i Jaxo. Zaraz powinni przyjść.
Odeszła od nas kierując się do łazienki.
- Nic się nie stało. Rozluźnij się. - szepnąłem jej na ucho z lekkim uśmiechem.
Podskoczyła lekko i uśmiechnęła się niezręcznie.
- Wstawaj. Nie będziesz się leniwić i mi pomożesz. - podałem jej talerz z uśmiechem. Rozluźniona już bardziej wstała i w końcu się uśmiechnęła.
Podałem jej łyżki by nakładała. Popatrzyła na mnie w górę i zaczęła nakładać.
- Mów mi ile. - Nakładała.
- Już. - Nie odrywałem od niej wzroku.
- Zaraz zjesz ją tym wzrokiem. - klepnęła mnie siostra wchodząc do kuchni. Nosiłem talerze z jedzeniem na stół. Burknąłem jej w odpowiedzi coś na co obie zachichotały.
- O! widzę że mamy gościa. - rozbierała się mama po wejściu, razem z Jaxo. - Dzień dobry!
- Dzień dobry. Ja nie chciałam przeszkadzać..- nie dokończyła.
- To jest Lola mamo. Przyszła razem z Jazzy, będą chyba się uczyć razem tak?
- O jak miło. Nic się nie przejmuj, znając życie pewnie cie siłą by nawet nie wypuścili.
Jaxo biegł już prosto na mnie a może raczej na Lole by się przytulić, ale złapałem go i podniosłem go na ręce. Niosąc go przez kuchnie zacząłem się z nim wygłupiać.
- Puść. - powiedział śmiejąc się. Postawiłem go na podłodze a on szybko podbiegł do zagubionej dziewczyny i się przytulił. Uśmiechnęła się i nie wiedząc co zrobić przytuliła go do swoich nóg i pasa, bo tylko tam jej sięgał swoim wzrostem.
- On do wszystkich się przytula, z wyjątkiem może Jazzy bo do niej to nikt się chyba nie przytula. - powiedziałem nalewając soku.
Usiedliśmy wszyscy do stołu.
- Jaki kto chce sok? - zawołałem szukając w szafce pomiędzy różnymi smakami.
- Jabłko, pomarańcza, kiiiwiii !!- padały różne odpowiedzi a moja mama razem z nimi wołała nazwy.
Zacząłem się śmiać wraz z Lolą która siedziała uśmiechając się.
Nalałem każdemu po kolei soku..
- A ty? - spojrzałem na gościa.
- Wody po proszę. - uśmiechała się cały czas patrząc na Jaxona.
Postawiłem szklankę przed nią i usiadłem. Rozmawialiśmy jak zawsze.
- O boże! Lol, przepraszam ja całkowicie zapomniałam. możemy przełożyć te korki na inny dzień? - nerwowo wstała moja siostra.
- Ym.. jasne. - Powiedziała lekko speszona.
- Jazzy, nie powinnaś tak robić. Teraz macie się uczyć chyba, tak? - Zganiła ją nasza mama.
- Nie, na prawdę nie będzie problemu jeśli przełożymy to na inny dzień. - usprawiedliwiła ją Lola przed mamą.
- Jeśli wam tak pasuje.. - poddała się. - To może przynajmniej wyjaśnisz nam gdzie się tak spieszysz?
A Jazzy nim się obejrzeliśmy uściskała korepetytorkę i ruszyła do drzwi biegiem krzycząc
- Nie mam czasu mamo! Muszę iść przepraszam!
- Jazzy! - Podniosła głos mama.
- Mamo.. - zacząłem łagodnie. - Spokojnie później ci to wytłumaczy.
- To w takim razie ja się będę zbierać. - wstała.
- Może jeszcze zostaniesz. Tak rzadko mam z kim porozmawiać.. ponarzekać troszkę na was. - Spojrzała na mnie pocierając moje plecy.
- HA ha ha. - powiedziałem zabawnie marszcząc nos.
Zaśmiały się obie.
- Naprawdę dziękuję i przepraszam za kłopot.
- To ja cie odprowadzę. - wypiłem resztę soku.
- A ja pozmywam a Jaxo mi pomożesz prawda?- położyła dłoń na jego główce. Chłopczyk po chwili tak samo zmarszczył nos jak ja wcześniej.
Lola zachichotała wraz z mamą, a my patrzyliśmy na nie jak na osoby nie z tej planety.
- Co? - powiedzieliśmy równocześnie.
- Jesteście strasznie podobni. - powiedziała Lol.
- I tak ja jestem przystojniejszy nie mały? - zwróciłem się do brata.
- Chciałbyś!
Znów wybuchnęliśmy śmiechem. Ubraliśmy się do wyjścia i gdy przekroczyliśmy już próg bramy, zapytałem.
- Kto jest tym przystojniakiem, hm?
- Co? - Powiedziała bezmyślnie.
- O kim mówiła moja siostra? - dopytywałem z szatańskim uśmieszkiem.
- O takim koledze..
- Może go znam? - Zaśmiałem się.
- Nie. Idź sobie. - szliśmy dalej razem obok siebie.
- Miałem cie odprowadzić.
- Nie trzeba, rusz ten tyłek i idź do domu.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Ugh.. Denerwujesz mnie!
- Też cię bardzo lubię.
Mimowolnie na mnie spojrzała. Wpatrywała się we mnie kiedy nagle zorentowała się co robi i odwróciła głowę.
- Zabiorę cię w jedno miejsce. Chodż. - przyspieszyłem kroku. - I.. i tak wiem że mówiłaś o mnie.
Szedłem dalej nie spoglądając na nią, jednak czułem jej przenikliwy wzrok.
Step into a new life.
UWAGA !
Proszę o NIENOMINOWANIE MNIE DO KONKURSÓW Bardzo dziękuję, jeśli chciałaś/eś akurat wybrać mój blog. Bardzo się cieszę jednak proszę o wysłuchanie mojej prośby.
wtorek, 11 lutego 2014
niedziela, 22 grudnia 2013
4. Wyznanie
- Ja.. ja.. ja nie chciałam. proszę zostaw mnie. - zacisnęła oczy przechylając głowę, jak gdyby czekała aż zrobię jej krzywdę. Gdy ja nawet o tym nie pomyślałem.
- Co się dzieje? - Zwolniłem uścisk tylko na tak lekki by był symboliczny. Bylem tak oszołomiony sytuacją że nie wszystko do mnie jeszcze docierało. - Nie bój się, nie chcę zrobić ci krzywdy.
- Proszę.. puść. - nadal krzywiła swą twarz.
Ułożyłem ręce wzdłuż swojego ciała. Patrzyłem na nią w ciszy z troską. Uniosła bardzo powoli głowę. Patrzyła na mnie przerażona, ale w jej oczach widziałem iskierkę nadziei. Nadziei na co? Na to że ją- zostawię? Czy może na to by mi wszystko wyjaśnić w ciszy?
- Porozmawiamy? -zapytałem cicho, by jej nie przestraszyć. - Wytłumaczysz mi o co chodzi? Czemu się mnie boisz?
- Ja.. ja się ciebie nie boję. - odwróciła wzrok.
- Widzę, boisz się.. Myślisz, że zrobię ci krzywdę.
Patrzyłem na nią podziwiając każdy milimetr jej skóry, ciała. Dopiero teraz zauważyłem że miara piękną urodę, figurę. Te oczy, usta, nosek, rumieniec jaki pojawił się na jej twarzy.
- Pójdziemy gdzieś i mi wszystko wyjaśnisz?
Kiwnęła nieśmiało głową na tak, byłem zadowolony, że chce mi wyjaśnić co jest powodem całej sytuacji. Złapałem ją za dłoń spoglądając na nią pytaniem.
- Możesz. - wyszeptała tak, że ledwo ją słyszałem.
Trzymając ją najbardziej delikatnie jak umiałem poprowadziłem w stronę parku.
Dochodząc do parku wybrałem ławkę w zacisznym miejscu od drugiej strony rzeki byśmy byli tylko my w wyjaśnianiach jakie miały za moment nastąpić. Byłem ciekawy jak nigdy dotąd. Ciągnęło mnie coś żeby poznać prawdę. Zastanawiałem się .. dlaczego?
- Co się dzieje? - Zwolniłem uścisk tylko na tak lekki by był symboliczny. Bylem tak oszołomiony sytuacją że nie wszystko do mnie jeszcze docierało. - Nie bój się, nie chcę zrobić ci krzywdy.
- Proszę.. puść. - nadal krzywiła swą twarz.
Ułożyłem ręce wzdłuż swojego ciała. Patrzyłem na nią w ciszy z troską. Uniosła bardzo powoli głowę. Patrzyła na mnie przerażona, ale w jej oczach widziałem iskierkę nadziei. Nadziei na co? Na to że ją- zostawię? Czy może na to by mi wszystko wyjaśnić w ciszy?
- Porozmawiamy? -zapytałem cicho, by jej nie przestraszyć. - Wytłumaczysz mi o co chodzi? Czemu się mnie boisz?
- Ja.. ja się ciebie nie boję. - odwróciła wzrok.
- Widzę, boisz się.. Myślisz, że zrobię ci krzywdę.
Patrzyłem na nią podziwiając każdy milimetr jej skóry, ciała. Dopiero teraz zauważyłem że miara piękną urodę, figurę. Te oczy, usta, nosek, rumieniec jaki pojawił się na jej twarzy.
- Pójdziemy gdzieś i mi wszystko wyjaśnisz?
Kiwnęła nieśmiało głową na tak, byłem zadowolony, że chce mi wyjaśnić co jest powodem całej sytuacji. Złapałem ją za dłoń spoglądając na nią pytaniem.
- Możesz. - wyszeptała tak, że ledwo ją słyszałem.
Trzymając ją najbardziej delikatnie jak umiałem poprowadziłem w stronę parku.
Dochodząc do parku wybrałem ławkę w zacisznym miejscu od drugiej strony rzeki byśmy byli tylko my w wyjaśnianiach jakie miały za moment nastąpić. Byłem ciekawy jak nigdy dotąd. Ciągnęło mnie coś żeby poznać prawdę. Zastanawiałem się .. dlaczego?
*
- Ja przepraszam.. Ja nie chciałam. przepraszam. - zaczęła dukać bez ładu i składu zestresowana całą sytuacją.
- Hej .. spokojnie. - złapałem jej dłonie by ją uspokoić. - Co się stało? Powiedz od początku i powoli.
- Bo.. bo ja usłyszałam twoje nazwisko. tzn. "Bieber" i.. ja nie chcę o tym mówić. - schowała głowę w dół.
Zauważyłem że spłynęła jej jedna łza po policzku, popatrzyłem przez moment na nią.
- Csi.. - otarłem kciukiem kropelkę spływającą i pogłaskałem ją po policzku - nic się nie dzieje. jesteś bezpieczna. Drugą dłonią cały czas trzymałem jej dłoń.
Nagle gwałtownie puściła ją i nie podnosząc wzroku objęła mnie rękami tuląc swoją twarz w moją pierś.
Przez sekundę zszokowany byłem, ale po chwili głaskałem ją po głowie w celu wyciszenia emocji.
- spokojnie, będzie dobrze. csi.. - szeptałem cały czas. po paru minutach zauważyłem że łka. łzy jej lecą a policzki i oczy robią się lekko czerwone pod wpływem łez. - Wszystko jest już dobrze, csi..
- Przepraszam.. - zaniosła się płaczem wypowiadając z trudem jedno słowo.
Zacząłem ją lekko kołysać i nucić melodię. Bolało mnie patrzenie na osoby które cierpią, mimo tego że ich prawie wcale nie znałem.
- Nie przepraszaj. nic się nie stało. - odsunąłem ją lekko od siebie i pocałowałem w czoło.
Uśmiechnęła się nieśmiało rumieniąc.
- To nazwisko, ktoś.. skrzywdził kogoś bardzo mi bliskiego - zacisnęła oczy by powstrzymać łzy.
- Nie musisz mi tego mówić jeśli nie chcesz. - zauważyłem.
- Chcę. - Powiedziała dość stanowczo.
Słuchałem wpatrując się tylko w nią. Jej oczy świeciły łzami. Były takie piękne, miały w sobie czysty błękit.
- Chcę. - Powiedziała dość stanowczo.
Słuchałem wpatrując się tylko w nią. Jej oczy świeciły łzami. Były takie piękne, miały w sobie czysty błękit.
Tak jasny jak nieosiągalne diamenty.
- Wracając, skrzywdził bardzo mi bliskiego, a później mnie. Przestraszyłam się bardzo i .. ja nie wiedziałam co zrobić.
Uśmiechnąłem się pocieszająco chcąc pokazać jej że się nie gniewam i nie mam jej niczego za złe.
- Ty.. , tzn ciebie. Ciebie większość ludzi się boi. nigdy nie wierzyłam w plotki, i nigdy nie będę.
Ja nie wiedziałam że to o ciebie chodzi. A teraz gdy tu siedzisz.. ze mną. Ja .. ja się nie boję. Czuję się bezpieczniej niż kiedykolwiek. nie boję się że możesz mi coś zrobić. Nawet bym teraz o tym nie pomyślała. I tak naprawdę nie wiem czemu..
Uśmiechnąłem się. Cieszyło mnie to. Cieszyło mnie że są jeszcze ludzie którzy nie wierzą we wszystko co się im powie. Wiedziałem że ludzie gadali, gadają i będą gadać, ale nigdy nie przywiązywałem do tego wagi.
Mówili o mnie rzeczy z których połowa była nieprawdą.
Może i chodziłem na imprezy, jeździłem motorem z zawrotną prędkością plus miałem parę tatuaży ale każdy z nich miał dla mnie znaczenie. oznaczał jakiś moment w moim życiu o którym chcę pamiętać przez długi czas.
I jeszcze parę innych rzeczy o których nie wszyscy musieli wiedzieć.
- Ja przepraszam, nie powinnam była tego mówić. - spuściła głowę w dół.
- Nie. - przerwałem jej. - Wiem co ludzie mówią. Ale cieszę się że jeszcze są ludzie rozsądni, którzy nie wierzą we wszystko co się im powie. To.. to miłe.
Uśmiechnąłem się do niej szeroko, na co się zarumieniła.
- Jednak mogłam cię urazić, nie pomyślałam.
- Nieważne już. Idziemy do.. - nie zdążyłem dokończyć bo ktoś mi przerwał.
- Nie. - powiedziała stanowczo. - Chcę dokończyć.
- Okej. - Podniosłem kąciki ust w geście pozwolenia.
- Ten facet .. on ..on..zabił mi rodziców na moich oczach. - patrzyła w jeden punkt jakby w myślach przywoływała wspomnienia. nagle gwałtownie zamknęła oczy. Przetarła dłonią policzek. - On.. teraz jest na wolności. I miał nazwisko .. miał takie jak ty. Przestraszyłam się, przepraszam.
- Nic się nie stało, było minęło. - złapałem ją za nadgarstek i wstałem. Ponowiła mój ruch. - chodź. Ściemnia się już. - zaśmiałem się lekko niezręcznie.
Stała przez chwilę w bez ruchu patrząc na mnie. Czołem się dość dziwnie. Dziewczyna która przed chwilą się mnie bała teraz siedziała ze mną sam na sam ni odrywając ode mnie wzroku. Obserwowała każdy mój ruch a ja jej. Łzy ponownie wróciły na jej oczy, spływając po jej skórze.
Otarłem kciukiem jej łzy po jednej i po drugiej stronie.
Nagle miałem ochotę ją pocałować. Nie wiadomo skąd to uczucie pojawiało się z coraz większą siłą. Położyłem dłonie na jej szyi i bez umyślnie schyliłem się i.. momentalnie wrócił mi rozum i podniosłem głowę wyżej. Dotknąłem ustami jej czoła po raz drugi.
-Wysadź mnie tutaj. - Wskazała na ulice. Ku mojemu zdziwieniu nie było tu żadnych zabudowań mieszkalnych prócz galerii i sklepu spożywczego.
- Nie możesz iść przecież w taką ciemnicę.
- Nie trzeba, poradzę sobie.
-Podwiozę cię. -Starałem się być nadal miły choć wiedziałem że tracę już nad sobą kontrolę. - To naprawdę nie jest żaden problem.
Uśmiechnąłem się odruchowo patrząc na jej twarz.
Teraz wiedziałem skąd była ta nagła potrzeba pocałowania jej. Dopiero teraz to zauważyłem. Te same kości policzkowe, te same rysy twarzy i błysk w oku. Ten sam charakter, najbardziej uparty na świecie, zadziorny. Stawał się irytujący, choć z czasem do przyzwyczajenia. Była podobna d....
- Zatrzymaj się. - Powiedziała stanowczo przerywając moje rozmyślenia.
- Nie mogę. - Powiedziałem bardzo powoli by opanować rosnący gniew.
- Powiedziałam żebyś się zatrzymaj się do cholery! - poniosła głos.
Zahamowałem gwałtownie. Siedziała nadal w miejscu i oddychała zbyt szybko. Patrzyła w przednią szybę.
Dłonie miała ułożone wzdłuż ciała. Siedziała tak w bez ruchu jeszcze moment zanim się poruszyła. Patrzyłem przed siebie i zaciskałem dłonie na kierownicy. Chciałem opanować emocje które z każdą chwilą rosły.
Otworzyła drzwi i wystawiła jedną nogę.
- Zaczekaj. - powiedziałem łagodnie. - Nie mam do ciebie numeru ani adresu.
- I ? - Prychnęła.
- I to że nie mam jak się z tobą kontaktować. - warknąłem.
- Coś wymyślisz. - powiedziała cicho, uśmiechając się pod nosem.
Białe trampki jakie miała na stopach robiły już kroki po ziemi. Nie mogłem pozwolić jej tak po prostu odejść! Ale ci miałem zrobić? Gdybym za nią pobiegł miało by to wrażenie że mi na niej zależy.
Jak miałem się z nią skontaktować? Nie miałem ani adresu ani numeru, gdzie dziewczyny mi go zawsze same dawały wsuwając "dyskretnie" do kieszeni.
Mógłbym za nią iść, ale jej cień już zaginął gdy ja pogrążyłem się w myślach.
Coś ciągnęło mnie do niej. Tylko co? I dlaczego akurat ona?
Stała przez chwilę w bez ruchu patrząc na mnie. Czołem się dość dziwnie. Dziewczyna która przed chwilą się mnie bała teraz siedziała ze mną sam na sam ni odrywając ode mnie wzroku. Obserwowała każdy mój ruch a ja jej. Łzy ponownie wróciły na jej oczy, spływając po jej skórze.
Otarłem kciukiem jej łzy po jednej i po drugiej stronie.
Nagle miałem ochotę ją pocałować. Nie wiadomo skąd to uczucie pojawiało się z coraz większą siłą. Położyłem dłonie na jej szyi i bez umyślnie schyliłem się i.. momentalnie wrócił mi rozum i podniosłem głowę wyżej. Dotknąłem ustami jej czoła po raz drugi.
*
-Wysadź mnie tutaj. - Wskazała na ulice. Ku mojemu zdziwieniu nie było tu żadnych zabudowań mieszkalnych prócz galerii i sklepu spożywczego.
- Nie możesz iść przecież w taką ciemnicę.
- Nie trzeba, poradzę sobie.
-Podwiozę cię. -Starałem się być nadal miły choć wiedziałem że tracę już nad sobą kontrolę. - To naprawdę nie jest żaden problem.
Uśmiechnąłem się odruchowo patrząc na jej twarz.
Teraz wiedziałem skąd była ta nagła potrzeba pocałowania jej. Dopiero teraz to zauważyłem. Te same kości policzkowe, te same rysy twarzy i błysk w oku. Ten sam charakter, najbardziej uparty na świecie, zadziorny. Stawał się irytujący, choć z czasem do przyzwyczajenia. Była podobna d....
- Zatrzymaj się. - Powiedziała stanowczo przerywając moje rozmyślenia.
- Nie mogę. - Powiedziałem bardzo powoli by opanować rosnący gniew.
- Powiedziałam żebyś się zatrzymaj się do cholery! - poniosła głos.
Zahamowałem gwałtownie. Siedziała nadal w miejscu i oddychała zbyt szybko. Patrzyła w przednią szybę.
Dłonie miała ułożone wzdłuż ciała. Siedziała tak w bez ruchu jeszcze moment zanim się poruszyła. Patrzyłem przed siebie i zaciskałem dłonie na kierownicy. Chciałem opanować emocje które z każdą chwilą rosły.
Otworzyła drzwi i wystawiła jedną nogę.
- Zaczekaj. - powiedziałem łagodnie. - Nie mam do ciebie numeru ani adresu.
- I ? - Prychnęła.
- I to że nie mam jak się z tobą kontaktować. - warknąłem.
- Coś wymyślisz. - powiedziała cicho, uśmiechając się pod nosem.
Białe trampki jakie miała na stopach robiły już kroki po ziemi. Nie mogłem pozwolić jej tak po prostu odejść! Ale ci miałem zrobić? Gdybym za nią pobiegł miało by to wrażenie że mi na niej zależy.
Jak miałem się z nią skontaktować? Nie miałem ani adresu ani numeru, gdzie dziewczyny mi go zawsze same dawały wsuwając "dyskretnie" do kieszeni.
Mógłbym za nią iść, ale jej cień już zaginął gdy ja pogrążyłem się w myślach.
Coś ciągnęło mnie do niej. Tylko co? I dlaczego akurat ona?
niedziela, 15 grudnia 2013
3. Nieznajoma
Szedłem ulicą w stronę przystanku przed siebie. Ktoś szarpnął nagle moim ramieniem do tyłu.
- Co jest, kur.. ?
- Nie tak ostro stary. - Zaśmiał się Nick puszczając moje ramie.
- Bo delikatniej się nie dało? Po prostu wystarczyło powiedzieć, żebym zaczekał.
- Okey, sorry.
Uniósł demonstracyjnie dłonie do góry w geście poddania.
- Gdzie się wybierasz? - Spytał Nick gryząc jabłko.
- Będziesz się śmiał jak głupek jak ci powiem.
- No, dawaj. Czekam. - Zaśmiał się.
- Do miasta, na zakupy.
Wybuchł nie pohamowanym śmiechem.
- Mówiłem.. - zacząłem śmiać się razem z nim.
- Koleś, brzmisz jak baba..
Śmiał się dalej nie zważając uwagi na przechodniów. Jako, że śmiech Nick'a zawsze był zaraźliwy, ja też śmiałem się jak małe dziecko.
- Dobra, idziesz ze mną i przestaniesz się śmiać czy wracasz tam skąd przyszedłeś?
Zirytowany lekko zapytałem wprost.
Zajęliśmy miejsce w autobusie wraz z Nickiem. Zaczęliśmy rozmawiać o bezsensownych rzeczach.
- Więc jak? Piszesz się na to?
- Zastanowię się, bo mam jeszcze parę spraw. Ale na 99 procent pisze się na to.
- Okej.
Nick skinął głową, oglądając się za siebie na moment.
- To gdzie? I o której?
- Klub na rogu Street Word. Tam gdzie byliśmy całą paczką dwa tygodnie temu.
Szturnął mnie nogą dyskretnie.
- Co ty ku..
- Zamknij się. Obejrzyj się za jakiś moment na tą dziewczynę, mam wrażenie, że ukradkiem podsłuchuje kawałki naszej rozmowy.
Fakt. Czułem na sobie czyjś wzrok. Ale stwierdziłem, że mam jakieś omamy.
Odczekując dłuższą chwilę obróciłem się, niby spoglądając na zegar wiszący za nami. Jednak wzrok spoczął na dziewczynie siedzącej kilka miejsc od nas.
Siedziała tam ze słuchawkami w uszach. Patrzyła przez okno , jednak kątem oka spojrzała na mnie szybko odwracając głowę. Szara bluza z wesołym nadrukiem i czarne, cienkie obcisłe spodnie, przypominające rajstopy. Buty firmy Nike, fioletowo-białe z cieniami różowego. Typowy strój treningowy, do ćwiczeń w terenie.
Długie włosy spięte w wysoki kucyk opadały na jej prawe ramię.
Wysiadłem z pojazdu stając na równych nogach. Nieznajoma dziewczyna wyszła rozejrzała się i pobiegła czyli na pewno musiała uprawiać sport, pewnie dla samej siebie. Spojrzałem w prawo i zobaczyłem momentalnie pojawiającą się obok mnie twarz Nick'a.
- Na co czekasz? Rusz tą dupe! - zaśmiał się robiąc parę kroków do przodu.
- Idę przecież.
Ruszyłem dobiegając parę kroków do niego.
- Niezła dupa z niej nie? - powiedział niby od niechcenia.
- Może być.
- Koleś.. może być? Widziałeś jej nogi ?
- Dobra chodź. - Przyśpieszając kroku skierowałem się do sklepu spożywczego.
Poprosiłem o jedną cole i wyszedłem.
- A ja to co?
Nick się naburmuszył.
- Człowiek o ile mi wiadomo.
- Pierdol się.
- Nie mam z kim. - powiedziałem dopijając łyka z uśmiechem.
- Nie mój problem.
Tak nastąpiła nasza mała wymiana zdań. Dalej szliśmy ogółem w ciszy.
*
- I co? Te czy te?
Wskazałem na dwie pary butów. Stałem jak oszołom. Na jednej nodze jeden but na drugiej zupełnie inny. Nie mogłem się zdecydować które wybrać. Czarne z odblaskami jak gdyby skóry czy te same tyle że czyste białe.
- Nie wiem. wszystko jedno.
Nick nie wykazał zbyt dużego zainteresowania. Stał przed półką obok przeglądając inne rzeczy.
- Czarne supry.
Usłyszałem miły ciepły głos z za siebie. Spojrzałem przez ramię odwracając się delikatnie.
Stała tam ta sama dziewczyna która była w autobusie.
Spojrzałem na nią zdezorientowany, nie wiedziałem czy mówiła do mnie. Czy do kogoś z boku.
- Czarne supry. - powtórzyła.- lepiej w nich wyglądasz.
Uśmiechnęła się nieśmiało, podnosząc tylko kąciki ust.
- Tak myślisz?
- Tak, tak myślę.
- Dzięki. - spojrzałem na swoje stopy ostatni raz. - Przemieniłem buty na swoje własne, a nowe włożyłem do pudełka.
- Te buty poproszę, ufam na słowo. - Zwróciłem się do dziewczyny która przeglądała bransoletki z zawieszkami.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
Wziąłem do ręki łańcuszek z zawieszką z bucikiem i dołożyłem do rachunku.
- Kobieta przytaknęła i policzyła wszystko.
Zapłaciłem za obie rzeczy. Wziąłem w dłoń bransoletkę i podchodząc do niej poniosłem w górę jej nadgarstek. Odpiąłem bransoletkę i oplotłem jej malutką kostkę.
- Co ty robisz ?!
Nieznajoma patrzyła na mnie oszołomiona. Nie kryła zaskoczenia.
- Zapinam.
- Uspokój się, ja nie mogę. Przestań, słyszysz ?! - Szarpnęła nadgarstkiem.
- Nikt ci nie zabroni przyjąć prezentu.
- Zabroni! Sama sobie zabraniam słyszysz? Odepnij to. Nie mogę tego przyjąć. Ja cię nawet nie znam.
Zaczęła histerycznie wymachiwać rękami.
- Jak masz na imię?
- Co ? W ogóle o czym ty do mnie mówisz.
- Nie histeryzuj, jestem Justin.
- Człowieku, jesteś nienormalny.
- Tak, też miło mi cię poznać. Więc jak masz na imię?
- Mów mi Lola, tak.. miło mi cię poznać.
Powiedziała zrezygnowana.
- Widzisz już się znamy. - Uśmiechnąłem się ciepło do niej.
- Tak, naprawdę dobrze. - użyła mocnego sarkazmu.
- Muszę już iść, Ale mam nadzieję że się jeszcze spotkamy.
Puściłem jej oczko, rozglądając się za Nickiem. Przejechałem wzrokiem wszystkie rzędy półek i nigdzie go nie było. Zauważyłem go przy szybie pokazującego mi kciuk w górę i strzałkę w lewo.
Poczułem się dziwnie.
- Wiesz.. właściwie nie muszę się spieszyć. Dasz się zaprosić na ciacho albo czekoladę, lub jedno i drugie.
To jak ? idziemy ?
Spojrzała na mnie całkiem zdumiona ale już mniej niż wcześniej.
- Okej, ale ja stawiam.
- Okej.
- I tak po prostu się zgodziłeś?
- Tak, a co?
- Nie, nic..
Uśmiechnąłem się szeroko patrząc na nią. była ode mnie niższa ale nie dużo. Pewnie gdyby miała szpilki nadal bym był wyższy ale już nie z taką różnicą.
Stałem w kasie płacąc za ciastka i czekoladę gorącą. Lola stała i patrzyła na mnie naburmuszona z założonymi rękami.
- Proszę. - Podałem jej całą tackę z ciastkami i kubkami.
- Dzięki.. - burknęła.
- Rozchmurz się. Przecież stawiasz. - usiadłem na kanapie w rogu patrząc na nią jak siada po drugiej stronie stolika z przekąskami.
- Ale ja chciałam postawić w sensie.. no zapłacić.
- Trzeba było pomyśleć. - mrugnąłem do niej z uśmiechem. - Już dobra, uśmiechnij się. Jeśli chcesz możesz zapłacić następnym razem.
- Okej, umowa stoi.
Upiłem łyk czekolady z kubka. Spoglądając na osobę siedzącą przede mną. Zaczęła chichotać.
- Z czego się śmiejesz?
- Justin.. - nadal chichotała cicho. Zacząłem się sam śmiać nie wiem nawet z czego.
- Tu. - Wzięła w dłoń serwetkę i wytarła mi okolice ust.
- Aaa.. OMB. - pokręciłem głową z dezaprobatą.
- A nie przypadkiem OMG? - zaśmiałem się.
- Nie. OMB równa się Ohh my Bieber. - zaśmiała się ale szybko spoważniała.
- Bie.. Bieber? - powiedziała zatrzymując wzrok i głęboko nad czymś myśląc. - Przepraszam. muszę iść.
- Co? czekaj, czemu?
Pozbierała szybko swoje rzeczy i wstała.
- Czekaj! Co się stało?
Wybiegłem zaraz za nią.
Co ja zrobiłem? Przestraszyłem ją? Ale czym, nic przecież nie powiedziałem.
Dobiegłem do niej i pociągnąłem za rękaw, obracając ją gwałtownie. Obróciła się przodem do mnie oddychając szybko, lekko uchylonymi ustami. W jej oczach było przerażenie.
- Nikt ci nie zabroni przyjąć prezentu.
- Zabroni! Sama sobie zabraniam słyszysz? Odepnij to. Nie mogę tego przyjąć. Ja cię nawet nie znam.
Zaczęła histerycznie wymachiwać rękami.
- Jak masz na imię?
- Co ? W ogóle o czym ty do mnie mówisz.
- Nie histeryzuj, jestem Justin.
- Człowieku, jesteś nienormalny.
- Tak, też miło mi cię poznać. Więc jak masz na imię?
- Mów mi Lola, tak.. miło mi cię poznać.
Powiedziała zrezygnowana.
- Widzisz już się znamy. - Uśmiechnąłem się ciepło do niej.
- Tak, naprawdę dobrze. - użyła mocnego sarkazmu.
- Muszę już iść, Ale mam nadzieję że się jeszcze spotkamy.
Puściłem jej oczko, rozglądając się za Nickiem. Przejechałem wzrokiem wszystkie rzędy półek i nigdzie go nie było. Zauważyłem go przy szybie pokazującego mi kciuk w górę i strzałkę w lewo.
Poczułem się dziwnie.
- Wiesz.. właściwie nie muszę się spieszyć. Dasz się zaprosić na ciacho albo czekoladę, lub jedno i drugie.
To jak ? idziemy ?
Spojrzała na mnie całkiem zdumiona ale już mniej niż wcześniej.
- Okej, ale ja stawiam.
- Okej.
- I tak po prostu się zgodziłeś?
- Tak, a co?
- Nie, nic..
Uśmiechnąłem się szeroko patrząc na nią. była ode mnie niższa ale nie dużo. Pewnie gdyby miała szpilki nadal bym był wyższy ale już nie z taką różnicą.
*
Stałem w kasie płacąc za ciastka i czekoladę gorącą. Lola stała i patrzyła na mnie naburmuszona z założonymi rękami.
- Proszę. - Podałem jej całą tackę z ciastkami i kubkami.
- Dzięki.. - burknęła.
- Rozchmurz się. Przecież stawiasz. - usiadłem na kanapie w rogu patrząc na nią jak siada po drugiej stronie stolika z przekąskami.
- Ale ja chciałam postawić w sensie.. no zapłacić.
- Trzeba było pomyśleć. - mrugnąłem do niej z uśmiechem. - Już dobra, uśmiechnij się. Jeśli chcesz możesz zapłacić następnym razem.
- Okej, umowa stoi.
Upiłem łyk czekolady z kubka. Spoglądając na osobę siedzącą przede mną. Zaczęła chichotać.
- Z czego się śmiejesz?
- Justin.. - nadal chichotała cicho. Zacząłem się sam śmiać nie wiem nawet z czego.
- Tu. - Wzięła w dłoń serwetkę i wytarła mi okolice ust.
- Aaa.. OMB. - pokręciłem głową z dezaprobatą.
- A nie przypadkiem OMG? - zaśmiałem się.
- Nie. OMB równa się Ohh my Bieber. - zaśmiała się ale szybko spoważniała.
- Bie.. Bieber? - powiedziała zatrzymując wzrok i głęboko nad czymś myśląc. - Przepraszam. muszę iść.
- Co? czekaj, czemu?
Pozbierała szybko swoje rzeczy i wstała.
- Czekaj! Co się stało?
Wybiegłem zaraz za nią.
Co ja zrobiłem? Przestraszyłem ją? Ale czym, nic przecież nie powiedziałem.
Dobiegłem do niej i pociągnąłem za rękaw, obracając ją gwałtownie. Obróciła się przodem do mnie oddychając szybko, lekko uchylonymi ustami. W jej oczach było przerażenie.
niedziela, 10 listopada 2013
2. Wolność
... Szedłem poprzez łąki i rozglądałem się w różne strony. Niebo widniało błękitnie nad moją głową. Widziałem postać. była taka idealna a jednak widziałem ja przez mgłę. Taka niedostępna, skryta, nieśmiała. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje.
Blond włosy powiewały jej na wietrze, a słońce lśniło na jej gładkiej skórze. Płynęła, delikatnie stąpając stopami pomiędzy zbożem. Jej oczy połyskiwały iskierkami radości, szczęścia, spełnienia. Byłem tak blisko .. moment dzielił mnie od dotknięcia i przyjrzenia się jej twarzy. Nagle gdy już wyciągałem dłoń by ją poczuć dotykiem moich palców zaczęła się oddalać. Niebo zrobiło się coraz ciemniejsze. Wszystko zamieniało się w ciemny koszmar. Drzewa zwiędły a kwitnące zboże jednym momentem błysnęło w zgniłe gałązki. ...
Ktoś mocniej szarpnął moim ramieniem.
- Justin! Proszę obudź się. - Krzyczał jakiś głos. Nie rozpoznałem go.
Po paru momentach zacząłem przestać śnić głęboko i przebudziłem się na dobre. Powieki ciężkie i leniwe podnosiły się.
- Justin! Jezu ! Zawołajcie lekarzy!
bardzo jasne błękitne ściany ukazały się moim oczom. Pełno kabli i innych przypinek podpiętych do mojej klatki piersiowej, dłoni.
Usta mojej rodzicielki zaczęły całować mnie po czole i ściskać z drugiej strony czyjeś ręce. Natomiast jeszcze inna para rąk poklepywała mnie po nodze lub barku.
- Mamo ..
Wychrypiałem głęboko z gardła pragnąc złapać oddech.
- Boże Justin! tak się baliśmy wszyscy.
Zobaczyłem że wkoło mojego łóżka stoją moi przyjaciele, siostra z bratem i mama.
Wszedł lekarz uśmiechając się. spojrzał na kilka tablic wskazujących na moje bicie serca, przepływy krwi i inne monitory.
- Wszystko jest w najlepszym porządku.
Uśmiechnął się pogodnie zapisując dalej i zadając po kolei parę pytań zbędnych.
- Justin.. jak się czujesz? tak strasznie się martwiliśmy.. - Spytała moja rodzicielka podając mi kubeczek z wodą. Wypiłem wszystko zaspokajając swoje pragnienie. Gardło przestało piec i wróciłem do normalności.
- Mamo.. spokojnie. Jest okey.
- Justin! Jesteś ranny. nie jest okey !
- Jest okey.
Syknąłem cicho powtarzając.
"zabiję cię jak psa! " , "nie pozwolę byś mną rządził" ,
" jesteś nic nie wartym skurwielem "
"nienawidzę tego życia "
Wszystkie słowa przewijały mi się bez końca z różnych momentów. i wszystko sobie przypomniałem.
To ten skurwiel. To oni mnie załatwili leżąc tu.
To była pułapka.
Nie miałem zamiaru im się tłumaczyć ze szczegółami. Wystarczy że wiedzieli już tyle że tu jestem i trochę ogólnie.
Zmyśliłem że potrącić mnie musiał samochód czy coś..
Nieważne.
Najlepiej zachowywał się mały Jaxo. O nic nie pytał tylko cieszył się że się obudziłem. To mi bardzo pasowało. Bo nie dopytywał się o jakieś szczegóły. wystarczyło mu powiedzieć że miałem wypadek i za kilka dni wyjdę, będzie jak dawniej.
Obejrzałem się za wychodzącymi postaciami. Westchnąłem cicho odchylając głowę do tyłu.
- Siema. Mogę ?
- Jasne, Nick. Wchodź.
- Chyba musimy pogadać.
Westchnąłem po raz kolejny.
- Okey, okey. Ale przygnij że nikomu nie powiesz żadnych szczegółów.
Kiwnął twierdząco głową na moje pytanie.
- Uch.. to On.
- Jak On ?
- Po prostu.. Był u mnie, kiedy byłem sam w domu. Rozmawialiśmy ..
- Rozmawialiście ? Pojebało cię stary ?!
- Nie dramatyzuj Nick. No i dalej to już chyba wiesz.
- Tak. Dalej się domyślam. Za ile wracasz do domu?
- Kilka dni i powinno być okey. Słabo jest jak na razie ale nie jest też tragicznie.
- Dobra, to ja lecę. chcesz coś do jedzenia czy coś ?
- Yhm. Nie dzięki. Siema.
Kiwnął głową wychodząc.
- Trzymaj się!
Powiedział na odchodne.
Dzisiaj wychodzę na wolność. Zero leżenia, zero pielęgniarek. zero szpitala.
- Justin! - zobaczyłem biegnącego Jaxona w moją stronę. Rzucił mi się na szyje. Poczułem się tak .. miło, potrzebnie. Uśmiech samodzielnie wkradł mi się na twarz.
- Cześć młody. Jak tam?
- Nie tak źle. W końcu jesteś.
Uśmiechał się i postawił nogi na ziemi. Jednak długo nie trwał spokój bo zaczął tulić się do mojego brzucha. Był niższy maluch więc przyległ policzkiem do mojego brzucha obejmując mnie mocno.
Siostra o dziwo też nie była gorsza.
- Cześć. Miło cię widzieć bracie. Uśmiechnęła się i lekko objęła za szyję przytulając.
- Dobrze. chodźcie już. - Odezwała się nagle nasza mama. - Wszyscy jesteśmy zadowoleni że już wyszedłeś.
Uśmiechnęła się z troską.
Przechodząc przez próg poczułem zapach mojego domostwa. Specyficzny zapach pysznego jedzenia, perfum i ciepłego powietrza wpływającego przez otwarte okna.
Już przy progu zauważyłem babcie i dziadka.
- Babcia? Dziadek?
- Och.. Justin. Już jesteś.
Nie czekając na żadne dalsze słowa mogące wypłynąć z moich lub innych ust, po prostu przytuliłem ich razem. Długo ich już nie widziałem.
- Tak strasznie tęskniliśmy. Nie było cię ostatnio z resztą rodziny w odwiedzinach.
- Wiem, babciu. przepraszam. Byłem ostatnio zajęty. Miałem mało czasu, przepraszam.
- Rozumiemy Justin. Spokojnie.
Uśmiechnął się dziadek pocieszając mnie.
- uch.. mamo! To jedzenie jest przepyszne.
Jęknąłem zjadając kolejne porcje surówek i innych smakowitych potraw.
- Jedz, jedz. Ciesze się że ci smakuje.
Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- W tym szpitalu to co tam dawali nawet jedzeniem nie można było nazwać.
Zaśmiałem się " pałaszując" kolejne porcje.
Babcia z dziadkiem patrzyli na mnie z troską.
Podziwiam ich za tyle lat spędzonych razem.
Ja bym chyba nie wytrzymał tyle czasu. ee.. ile to już ? no koło 30 będzie spędzonych razem lat.
Są chyba małżeństwem z którego powinni brać przykład wszyscy. Pewnie.. czasem się kłócą jak wszyscy ale zawsze stoją w swojej obronie murem, tak jak i za mną, Jazzy, czy młodym Jaxo.
Ciekawe czy kiedyś też powie tak ktoś o mnie i o jednej z wielu dziewczyn.
Chciałbym to usłyszeć choć wątpię żebym kiedyś spełnił swoje ciche pomysły.
Zobaczymy co nam przyszłość przyniesie.
Blond włosy powiewały jej na wietrze, a słońce lśniło na jej gładkiej skórze. Płynęła, delikatnie stąpając stopami pomiędzy zbożem. Jej oczy połyskiwały iskierkami radości, szczęścia, spełnienia. Byłem tak blisko .. moment dzielił mnie od dotknięcia i przyjrzenia się jej twarzy. Nagle gdy już wyciągałem dłoń by ją poczuć dotykiem moich palców zaczęła się oddalać. Niebo zrobiło się coraz ciemniejsze. Wszystko zamieniało się w ciemny koszmar. Drzewa zwiędły a kwitnące zboże jednym momentem błysnęło w zgniłe gałązki. ...
Ktoś mocniej szarpnął moim ramieniem.
- Justin! Proszę obudź się. - Krzyczał jakiś głos. Nie rozpoznałem go.
Po paru momentach zacząłem przestać śnić głęboko i przebudziłem się na dobre. Powieki ciężkie i leniwe podnosiły się.
- Justin! Jezu ! Zawołajcie lekarzy!
bardzo jasne błękitne ściany ukazały się moim oczom. Pełno kabli i innych przypinek podpiętych do mojej klatki piersiowej, dłoni.
Usta mojej rodzicielki zaczęły całować mnie po czole i ściskać z drugiej strony czyjeś ręce. Natomiast jeszcze inna para rąk poklepywała mnie po nodze lub barku.
- Mamo ..
Wychrypiałem głęboko z gardła pragnąc złapać oddech.
- Boże Justin! tak się baliśmy wszyscy.
Zobaczyłem że wkoło mojego łóżka stoją moi przyjaciele, siostra z bratem i mama.
Wszedł lekarz uśmiechając się. spojrzał na kilka tablic wskazujących na moje bicie serca, przepływy krwi i inne monitory.
- Wszystko jest w najlepszym porządku.
Uśmiechnął się pogodnie zapisując dalej i zadając po kolei parę pytań zbędnych.
- Justin.. jak się czujesz? tak strasznie się martwiliśmy.. - Spytała moja rodzicielka podając mi kubeczek z wodą. Wypiłem wszystko zaspokajając swoje pragnienie. Gardło przestało piec i wróciłem do normalności.
- Mamo.. spokojnie. Jest okey.
- Justin! Jesteś ranny. nie jest okey !
- Jest okey.
Syknąłem cicho powtarzając.
"zabiję cię jak psa! " , "nie pozwolę byś mną rządził" ,
" jesteś nic nie wartym skurwielem "
"nienawidzę tego życia "
Wszystkie słowa przewijały mi się bez końca z różnych momentów. i wszystko sobie przypomniałem.
To ten skurwiel. To oni mnie załatwili leżąc tu.
To była pułapka.
Nie miałem zamiaru im się tłumaczyć ze szczegółami. Wystarczy że wiedzieli już tyle że tu jestem i trochę ogólnie.
Zmyśliłem że potrącić mnie musiał samochód czy coś..
Nieważne.
Najlepiej zachowywał się mały Jaxo. O nic nie pytał tylko cieszył się że się obudziłem. To mi bardzo pasowało. Bo nie dopytywał się o jakieś szczegóły. wystarczyło mu powiedzieć że miałem wypadek i za kilka dni wyjdę, będzie jak dawniej.
Obejrzałem się za wychodzącymi postaciami. Westchnąłem cicho odchylając głowę do tyłu.
- Siema. Mogę ?
- Jasne, Nick. Wchodź.
- Chyba musimy pogadać.
Westchnąłem po raz kolejny.
- Okey, okey. Ale przygnij że nikomu nie powiesz żadnych szczegółów.
Kiwnął twierdząco głową na moje pytanie.
- Uch.. to On.
- Jak On ?
- Po prostu.. Był u mnie, kiedy byłem sam w domu. Rozmawialiśmy ..
- Rozmawialiście ? Pojebało cię stary ?!
- Nie dramatyzuj Nick. No i dalej to już chyba wiesz.
- Tak. Dalej się domyślam. Za ile wracasz do domu?
- Kilka dni i powinno być okey. Słabo jest jak na razie ale nie jest też tragicznie.
- Dobra, to ja lecę. chcesz coś do jedzenia czy coś ?
- Yhm. Nie dzięki. Siema.
Kiwnął głową wychodząc.
- Trzymaj się!
Powiedział na odchodne.
*
- Tak mamo. Dam radę.
Powtórzyłem kolejny raz mamie niosąc torby.
- Wiem Justin, ale po prostu się martwię.Powtórzyłem kolejny raz mamie niosąc torby.
Dzisiaj wychodzę na wolność. Zero leżenia, zero pielęgniarek. zero szpitala.
- Justin! - zobaczyłem biegnącego Jaxona w moją stronę. Rzucił mi się na szyje. Poczułem się tak .. miło, potrzebnie. Uśmiech samodzielnie wkradł mi się na twarz.
- Cześć młody. Jak tam?
- Nie tak źle. W końcu jesteś.
Uśmiechał się i postawił nogi na ziemi. Jednak długo nie trwał spokój bo zaczął tulić się do mojego brzucha. Był niższy maluch więc przyległ policzkiem do mojego brzucha obejmując mnie mocno.
Siostra o dziwo też nie była gorsza.
- Cześć. Miło cię widzieć bracie. Uśmiechnęła się i lekko objęła za szyję przytulając.
- Dobrze. chodźcie już. - Odezwała się nagle nasza mama. - Wszyscy jesteśmy zadowoleni że już wyszedłeś.
Uśmiechnęła się z troską.
Przechodząc przez próg poczułem zapach mojego domostwa. Specyficzny zapach pysznego jedzenia, perfum i ciepłego powietrza wpływającego przez otwarte okna.
Już przy progu zauważyłem babcie i dziadka.
- Babcia? Dziadek?
- Och.. Justin. Już jesteś.
Nie czekając na żadne dalsze słowa mogące wypłynąć z moich lub innych ust, po prostu przytuliłem ich razem. Długo ich już nie widziałem.
- Tak strasznie tęskniliśmy. Nie było cię ostatnio z resztą rodziny w odwiedzinach.
- Wiem, babciu. przepraszam. Byłem ostatnio zajęty. Miałem mało czasu, przepraszam.
- Rozumiemy Justin. Spokojnie.
Uśmiechnął się dziadek pocieszając mnie.
- uch.. mamo! To jedzenie jest przepyszne.
Jęknąłem zjadając kolejne porcje surówek i innych smakowitych potraw.
- Jedz, jedz. Ciesze się że ci smakuje.
Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- W tym szpitalu to co tam dawali nawet jedzeniem nie można było nazwać.
Zaśmiałem się " pałaszując" kolejne porcje.
Babcia z dziadkiem patrzyli na mnie z troską.
Podziwiam ich za tyle lat spędzonych razem.
Ja bym chyba nie wytrzymał tyle czasu. ee.. ile to już ? no koło 30 będzie spędzonych razem lat.
Są chyba małżeństwem z którego powinni brać przykład wszyscy. Pewnie.. czasem się kłócą jak wszyscy ale zawsze stoją w swojej obronie murem, tak jak i za mną, Jazzy, czy młodym Jaxo.
Ciekawe czy kiedyś też powie tak ktoś o mnie i o jednej z wielu dziewczyn.
Chciałbym to usłyszeć choć wątpię żebym kiedyś spełnił swoje ciche pomysły.
Zobaczymy co nam przyszłość przyniesie.
sobota, 2 listopada 2013
1. Życie
Ostrzegam że pierwszy rozdział raczej bardziej taki opisowy. :))
---------------------------------------------------------
*
---------------------------------------------------------
*
Idąc ulicami Nowego Yorku w stronę przystanku rozmyślałem nad moim życiem. Czy to wszystko ma sens? Co ja mówię. To zawsze ma sens! Całe życie zostawiony na pastwę losu. muszę radzić sobie z moim życiem i własnymi problemami. Sypianie z innymi dziewczynami na imprezach i palenie trawki też nie jest zbyt idealnym dodatkiem do mojego życia, ale takie już są moje przyzwyczajenia. autobusami jeżdżę "na gapę", na imprezy wchodzę po to by się zabawić (kimś). Każdego dnia myślę o tym jak mam zakończyć ten cały burdel i posprzątać porozrzucane klocuszki mojego życia na planszy świata. Okłamuje swoją rodzinę, by zarabiać na życie. Mama pracuje gdzie tylko może a ja jako jeden z synów i jako drugi dorosły w tym domu muszę jej pomóc. nie potrafię spojrzeć jej w oczy i powiedzieć szczerze " tak mamo. zakończę to wszystko. " mimo tego jak bardzo chciałbym to nie mogę. Okłamuje ich każdego dnia, mimo że mamie nigdy nie mówiłem ona doskonale wie jak jest na prawdę , może nie ze wszystkimi szczegółami ale z ogólnymi sprawami ma pojecie. Niestety ..
Wsiadłem do autobusu i zająłem wolne miejsce na końcu pojazdu, rozglądając się za facetem od sprawdzania biletów. Jechałem wzrokiem po całym autobusie gdy zauważyłem dziewczynę spoglądającą na mnie. Gdy na nią popatrzyłem szybko odwróciła wzrok zasłaniając się włosami. uśmiechnąłem i zaśmiałem się pod nosem. Jechałem jak zwykle "na gapę" bez biletu, ale nie miałem dużo obaw. Zazwyczaj udało mi się przemknąć nie postrzeżenie z moim szczęściem. Nagle podszedł do mnie facet.
- Bilecik pan ma?
Zapytał, a ja momentalnie popatrzyłem na niego jak na idiotę. chyba sobie żartuje.. pff ! Chyba zrozumiał moje spojrzenie bo od razu otworzył ponownie usta.
- Rozumiem że nie. więc dowód po proszę i mandat jak już tradycją.
- mhm.
Po chwili zastanowienia mruknąłem cicho. Przeszukując kieszenie w kurtce wyjąłem dowód. już miałem mu go podać gdy ten udał się w kierunku małej bójki . Autobus stanął a ja bez zastananowienia wybiegłem spoglądając kątem oka na mężczyznę próbującego rozdzielić bijącą się młodzież.
Biegnąc jeszcze kawałek zwalniałem tempo oglądając się do tyłu gdy wpadłem na dziewczynę.
Odwróciłem szybko głowę i spojrzałem na nią.
- Jejuś. przepraszam. ja nie chciałam, tzn.. nie zauważyłam cię.. no i .. - zaczęła się nerwowo tłumaczyć patrząc na mnie przerażona.
- Nie .. to ja przepraszam. Nic się nie stało. Nie zauważyłem cie i.. no wpadłem na ciebie.
Zaśmiałem się niezręcznie po czym uśmiechnąłem się lekko co lekko zawstydzona odwzajemniła.
Ach.. tak działasz na dziewczyny Justin .. !^^
- to ja już pójdę.
Powiedziała po chwili niezręcznej ciszy. wyminęła mnie bokiem i odeszła trzymając ręce skrzyżowane na piersi. Odprowadziłem ją wzrokiem.
hah.. serio Bieber ? na romantyzmy ci się zebrało ? Och .. cicho.
Uciszyłem sam siebie .. to chore. Boże. Ja. Jestem chory.
Zaśmiałem się sam do siebie po czym poszedłem dalej.
Tak. to od dziś zmienię całe życie. wiem to. a przy najmniej będę się starał zmienić.
- to ja już pójdę.
Powiedziała po chwili niezręcznej ciszy. wyminęła mnie bokiem i odeszła trzymając ręce skrzyżowane na piersi. Odprowadziłem ją wzrokiem.
hah.. serio Bieber ? na romantyzmy ci się zebrało ? Och .. cicho.
Uciszyłem sam siebie .. to chore. Boże. Ja. Jestem chory.
Zaśmiałem się sam do siebie po czym poszedłem dalej.
Tak. to od dziś zmienię całe życie. wiem to. a przy najmniej będę się starał zmienić.
*
Po powrocie do domu przywitałem się wchodząc do kuchni.
- Cześć młoda. - zwróciłem się do siostry siedzącej przy stole.
- Cześć młoda. - zwróciłem się do siostry siedzącej przy stole.
- Justin ! - rzuciła mi się na szyje.
Zakręciłem ja lekko wokół siebie i odstawiłem na miejsce.
Uwielbiam moją młodszą siostrę. czasem mnie strasznie denerwuje ale jednak w znacznej części ją kocham. Ma już 15 lat i nie mogę pomyśleć że jakiś idiota kiedyś mi ją zabierze i to on zacznie się nią opiekować i sprawiać że zawsze w każdym stopniu będzie szczęśliwa. Taka kolej życia.. niestety.
- Hej mamuś.
Musnąłem jej policzek na co ta się tylko uśmiechnęła.
Usiadłem na przeciwko mojego brata.
- Cześć Jaxo. Jak tam w szkole ?
Jak on szybko rośnie. niedługo on będzie głową rodziny która zastąpi mnie. Niestety.
Kolejna kolej rzeczy która przychodzi razem z życiem. Tylko czy ja kiedykolwiek stąd odejdę? Czy już zawsze będę się nimi opiekował i po prostu będę tutaj. Tu. Tu, gdzie moje miejsce przy rodzinie gdy .. nie ma taty.
Niestety. Zostałem z tym wszystkim sam razem z mamą.
Zamknąłem za sobą drzwi wchodząc w głąb swojego pokoju.
Założyłem na uszy słuchawki odpływając w swój świat.
Eva nie była brzydka ale nie była też piękna z buźki. za to jej ciało zwalało z nóg. Również lubiła jednorazowe przygody.
Nick natomiast nie zbyt podzielał nasze zdania. on był zupełnie już innym typem. Typ.. ym.. "Samotnika"
A Mike? Mike znów wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Ta.. porypany koleś.
Szukał tej jedynej. ale mimo tego był naprawdę spoko kolesiem.
Natomiast ja ? Ja bawiłem się każdym prócz przyjaciół i rodziny. Oni byli moim powodem do życia.
To chyba o naszej całej paczce. W takim szybkim skrócie. reszty dowiecie się po samym ich zachowaniu.
Ogółem wszyscy są godni zachowania. jesteśmy jednym rodzeństwem ale ja jednak trzymam najbliższą więź z Nickiem. Pomagał mi w najtrudniejszych sytuacjach.
- To co dzisiaj planujemy? - wyrwał nagle Nick. - Jakieś głębsze przemyślenia?
Wszyscy spojrzeli na mnie. Ja jednak musiałem odrobić "zaległą robotę".
- Na mnie nie patrzcie. Musze się zająć starymi sprawami.
Zakręciłem ja lekko wokół siebie i odstawiłem na miejsce.
Uwielbiam moją młodszą siostrę. czasem mnie strasznie denerwuje ale jednak w znacznej części ją kocham. Ma już 15 lat i nie mogę pomyśleć że jakiś idiota kiedyś mi ją zabierze i to on zacznie się nią opiekować i sprawiać że zawsze w każdym stopniu będzie szczęśliwa. Taka kolej życia.. niestety.
- Hej mamuś.
Musnąłem jej policzek na co ta się tylko uśmiechnęła.
Usiadłem na przeciwko mojego brata.
- Cześć Jaxo. Jak tam w szkole ?
Jak on szybko rośnie. niedługo on będzie głową rodziny która zastąpi mnie. Niestety.
Kolejna kolej rzeczy która przychodzi razem z życiem. Tylko czy ja kiedykolwiek stąd odejdę? Czy już zawsze będę się nimi opiekował i po prostu będę tutaj. Tu. Tu, gdzie moje miejsce przy rodzinie gdy .. nie ma taty.
Niestety. Zostałem z tym wszystkim sam razem z mamą.
Zamknąłem za sobą drzwi wchodząc w głąb swojego pokoju.
Założyłem na uszy słuchawki odpływając w swój świat.
*
Obudził mnie piękny zapach naleśników. Mm.. kocham je! A szczególnie te mojej mamy. Przeciągnąłem się na łóżku jeszcze przez chwilę i odruchowo spojrzałem na wyświetlacz telefonu.
" 1 nieodebrana wiadomość od : Nick "
Kliknąłem aby przeczytać esemesa.
" Przyjdź do parku czekamy z resztą "
" Przyjdź do parku czekamy z resztą "
" ok "
Odpisałem wystukując palcami literki. Założyłem spodnie i udałem się do łazienki. Umyłem szybko zęby i wyszedłem kierując się zapachem pysznych naleśników.
- Cześć. - Powiedziałem do wszystkich uśmiechając się.
- Cześć. - Powiedziałem do wszystkich uśmiechając się.
- Siadaj zaraz będą kolejne - z uśmiechem od powiedziała kobieta
- Justin .. Mógłbyś się chociaż ubrać ! - wyrzuciła ręce w powietrze Jazmyn.
- A co ? Nagi może stoję ? - od powiedziałem dodając nutki ironii na co Jazy pokiwała z dezaprobata głową.
- W zasadzie to w połowie tak! Koszulkę mógłbyś założyć .. nie wszyscy chcą widzieć twoje ciało.
- Jakoś tylko tobie to przeszkadza.
- Dzieciaki .. cicho już. - Przerwała nam mama naszą rozmowę typu "brat, siostra, złe połączenie" .
Naleśniki wylądowały na talerzu przed moim nosem. Polałem je syropem klonowym i zacząłem jeść.
- Pycha.. Mamo ! Jak będę miał już żonę .. masz ją nauczyć robić te naleśniki perfekcyjnie! Obiecaj mi to! -zaśmiałem się na co mama tylko westchnęła.
- Tylko czy ty kiedyś się ustatkujesz.. - westchnęła cicho.
Zignorowałem tą małą uwagę. Spojrzałem tylko na nią i wróciłem do jedzenia.
- Dziękuje. Toja idę! - odszedłem od stołu zakładając buty.
- Cześć ! - Usłyszałem stłumiony dźwięk już z za zamkniętych drzwi.
- Siema stary. - Podszedł do mnie Nick przytulając mnie po bratersku z podającą mi dłonią.
Odwzajemniłem uścisk i przywitałem się z resztą.
Nasza grupka składa się z paru osób. Ja, Nick, Mike, Eva i Lilly.
Lilly zawsze czuła coś więcej do Nicka. Wiedziałem o tym i to ja zawsze pomagałem jej w zbliżeniu się do niego. był ze mnie taki mały szpieg - "pomocnik" .
Dziewczyna była ładna, zgrabna i z charakteru tez genialna. ale mnie nie ciągnęło do niej. Chociaż była dla mnie jak siostra. To jedyne głębsze uczucie jakie do niej rodziłem.
Nie oglądałem się zazwyczaj za dziewczynami do stałego związku. Wolałem jednorazowe przygody. Zaspokajałem swoje potrzeby i tylko do tego potrzebne były mi dziewczyny.
To mniej więcej tyle o Lilly.
Eva nie była brzydka ale nie była też piękna z buźki. za to jej ciało zwalało z nóg. Również lubiła jednorazowe przygody.
Nick natomiast nie zbyt podzielał nasze zdania. on był zupełnie już innym typem. Typ.. ym.. "Samotnika"
nikt mu do niczego nie potrzebny. nie mam nikogo na "ogonie" jestem wolny i szczęśliwy. Tak .. to coś takiego. Jedyne na czym mu zależało to rodzina przyjaciele. podobnie do mnie.
A Mike? Mike znów wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Ta.. porypany koleś.
Szukał tej jedynej. ale mimo tego był naprawdę spoko kolesiem.
Natomiast ja ? Ja bawiłem się każdym prócz przyjaciół i rodziny. Oni byli moim powodem do życia.
To chyba o naszej całej paczce. W takim szybkim skrócie. reszty dowiecie się po samym ich zachowaniu.
Ogółem wszyscy są godni zachowania. jesteśmy jednym rodzeństwem ale ja jednak trzymam najbliższą więź z Nickiem. Pomagał mi w najtrudniejszych sytuacjach.
- To co dzisiaj planujemy? - wyrwał nagle Nick. - Jakieś głębsze przemyślenia?
Wszyscy spojrzeli na mnie. Ja jednak musiałem odrobić "zaległą robotę".
- Na mnie nie patrzcie. Musze się zająć starymi sprawami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)