Blond włosy powiewały jej na wietrze, a słońce lśniło na jej gładkiej skórze. Płynęła, delikatnie stąpając stopami pomiędzy zbożem. Jej oczy połyskiwały iskierkami radości, szczęścia, spełnienia. Byłem tak blisko .. moment dzielił mnie od dotknięcia i przyjrzenia się jej twarzy. Nagle gdy już wyciągałem dłoń by ją poczuć dotykiem moich palców zaczęła się oddalać. Niebo zrobiło się coraz ciemniejsze. Wszystko zamieniało się w ciemny koszmar. Drzewa zwiędły a kwitnące zboże jednym momentem błysnęło w zgniłe gałązki. ...
Ktoś mocniej szarpnął moim ramieniem.
- Justin! Proszę obudź się. - Krzyczał jakiś głos. Nie rozpoznałem go.
Po paru momentach zacząłem przestać śnić głęboko i przebudziłem się na dobre. Powieki ciężkie i leniwe podnosiły się.
- Justin! Jezu ! Zawołajcie lekarzy!
bardzo jasne błękitne ściany ukazały się moim oczom. Pełno kabli i innych przypinek podpiętych do mojej klatki piersiowej, dłoni.
Usta mojej rodzicielki zaczęły całować mnie po czole i ściskać z drugiej strony czyjeś ręce. Natomiast jeszcze inna para rąk poklepywała mnie po nodze lub barku.
- Mamo ..
Wychrypiałem głęboko z gardła pragnąc złapać oddech.
- Boże Justin! tak się baliśmy wszyscy.
Zobaczyłem że wkoło mojego łóżka stoją moi przyjaciele, siostra z bratem i mama.
Wszedł lekarz uśmiechając się. spojrzał na kilka tablic wskazujących na moje bicie serca, przepływy krwi i inne monitory.
- Wszystko jest w najlepszym porządku.
Uśmiechnął się pogodnie zapisując dalej i zadając po kolei parę pytań zbędnych.
- Justin.. jak się czujesz? tak strasznie się martwiliśmy.. - Spytała moja rodzicielka podając mi kubeczek z wodą. Wypiłem wszystko zaspokajając swoje pragnienie. Gardło przestało piec i wróciłem do normalności.
- Mamo.. spokojnie. Jest okey.
- Justin! Jesteś ranny. nie jest okey !
- Jest okey.
Syknąłem cicho powtarzając.
"zabiję cię jak psa! " , "nie pozwolę byś mną rządził" ,
" jesteś nic nie wartym skurwielem "
"nienawidzę tego życia "
Wszystkie słowa przewijały mi się bez końca z różnych momentów. i wszystko sobie przypomniałem.
To ten skurwiel. To oni mnie załatwili leżąc tu.
To była pułapka.
Nie miałem zamiaru im się tłumaczyć ze szczegółami. Wystarczy że wiedzieli już tyle że tu jestem i trochę ogólnie.
Zmyśliłem że potrącić mnie musiał samochód czy coś..
Nieważne.
Najlepiej zachowywał się mały Jaxo. O nic nie pytał tylko cieszył się że się obudziłem. To mi bardzo pasowało. Bo nie dopytywał się o jakieś szczegóły. wystarczyło mu powiedzieć że miałem wypadek i za kilka dni wyjdę, będzie jak dawniej.
Obejrzałem się za wychodzącymi postaciami. Westchnąłem cicho odchylając głowę do tyłu.
- Siema. Mogę ?
- Jasne, Nick. Wchodź.
- Chyba musimy pogadać.
Westchnąłem po raz kolejny.
- Okey, okey. Ale przygnij że nikomu nie powiesz żadnych szczegółów.
Kiwnął twierdząco głową na moje pytanie.
- Uch.. to On.
- Jak On ?
- Po prostu.. Był u mnie, kiedy byłem sam w domu. Rozmawialiśmy ..
- Rozmawialiście ? Pojebało cię stary ?!
- Nie dramatyzuj Nick. No i dalej to już chyba wiesz.
- Tak. Dalej się domyślam. Za ile wracasz do domu?
- Kilka dni i powinno być okey. Słabo jest jak na razie ale nie jest też tragicznie.
- Dobra, to ja lecę. chcesz coś do jedzenia czy coś ?
- Yhm. Nie dzięki. Siema.
Kiwnął głową wychodząc.
- Trzymaj się!
Powiedział na odchodne.
*
- Tak mamo. Dam radę.
Powtórzyłem kolejny raz mamie niosąc torby.
- Wiem Justin, ale po prostu się martwię.Powtórzyłem kolejny raz mamie niosąc torby.
Dzisiaj wychodzę na wolność. Zero leżenia, zero pielęgniarek. zero szpitala.
- Justin! - zobaczyłem biegnącego Jaxona w moją stronę. Rzucił mi się na szyje. Poczułem się tak .. miło, potrzebnie. Uśmiech samodzielnie wkradł mi się na twarz.
- Cześć młody. Jak tam?
- Nie tak źle. W końcu jesteś.
Uśmiechał się i postawił nogi na ziemi. Jednak długo nie trwał spokój bo zaczął tulić się do mojego brzucha. Był niższy maluch więc przyległ policzkiem do mojego brzucha obejmując mnie mocno.
Siostra o dziwo też nie była gorsza.
- Cześć. Miło cię widzieć bracie. Uśmiechnęła się i lekko objęła za szyję przytulając.
- Dobrze. chodźcie już. - Odezwała się nagle nasza mama. - Wszyscy jesteśmy zadowoleni że już wyszedłeś.
Uśmiechnęła się z troską.
Przechodząc przez próg poczułem zapach mojego domostwa. Specyficzny zapach pysznego jedzenia, perfum i ciepłego powietrza wpływającego przez otwarte okna.
Już przy progu zauważyłem babcie i dziadka.
- Babcia? Dziadek?
- Och.. Justin. Już jesteś.
Nie czekając na żadne dalsze słowa mogące wypłynąć z moich lub innych ust, po prostu przytuliłem ich razem. Długo ich już nie widziałem.
- Tak strasznie tęskniliśmy. Nie było cię ostatnio z resztą rodziny w odwiedzinach.
- Wiem, babciu. przepraszam. Byłem ostatnio zajęty. Miałem mało czasu, przepraszam.
- Rozumiemy Justin. Spokojnie.
Uśmiechnął się dziadek pocieszając mnie.
- uch.. mamo! To jedzenie jest przepyszne.
Jęknąłem zjadając kolejne porcje surówek i innych smakowitych potraw.
- Jedz, jedz. Ciesze się że ci smakuje.
Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- W tym szpitalu to co tam dawali nawet jedzeniem nie można było nazwać.
Zaśmiałem się " pałaszując" kolejne porcje.
Babcia z dziadkiem patrzyli na mnie z troską.
Podziwiam ich za tyle lat spędzonych razem.
Ja bym chyba nie wytrzymał tyle czasu. ee.. ile to już ? no koło 30 będzie spędzonych razem lat.
Są chyba małżeństwem z którego powinni brać przykład wszyscy. Pewnie.. czasem się kłócą jak wszyscy ale zawsze stoją w swojej obronie murem, tak jak i za mną, Jazzy, czy młodym Jaxo.
Ciekawe czy kiedyś też powie tak ktoś o mnie i o jednej z wielu dziewczyn.
Chciałbym to usłyszeć choć wątpię żebym kiedyś spełnił swoje ciche pomysły.
Zobaczymy co nam przyszłość przyniesie.
hejka ;)kiedy nastepny? <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, nie mogę się doczekać następnego <3
OdpowiedzUsuńMogłabyś mnie informować @natalusia99
Zapraszam do mnie heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
Wspaniałe! Jestem ciekawa kim będzie główna bohaterka :).
OdpowiedzUsuń